â„–2533628[Quote]
kurwa pierogi bobr
â„–2533634[Quote]
>>2533628To jest aryjskie, shemmy-Rogaczu
â„–2533639[Quote]
vp
â„–2533650[Quote]
kurwa nigger, or whatever you poles say
â„–2533676[Quote]
Odkrywca rynsztokow, rynien, gzymsow, dachow,
Bywalec palacow, sypialnianych puchow,
Sam sobie sekretem, pycha i postrachem,
Nikomu nie winien laski ni posluchu -
Przemierzam wytrwale odcienie ciemnosci,
Zagladam do okien, w szklane ksiazki swiatla;
Rozumiem bezsennosc - bekart bezsennosci,
Gdy - chcac nie chcac - cudza bierze mnie za swiadka.
Ale nic jej po mnie: sam zmagam sie z noca
Ja - Diabel Kulawy, ja - marcowy kocur.
Za biurkiem polityk zaczernia arkusze
Tak gesto, ze nie wie juz sam - kiedy klamie.
W rozkosze zamienia slowami katusze,
Bezsennosc ambicji usypia mu pamiec.
Szyba mu podsuwa zaszczytne odbicie:
W aureoli siersci zimne zrodla zrenic.
- Patrzcie! Dla was nie spie, kiedy wszyscy spicie!
Beze mnie, niewdzieczni, jestescie zgubieni!
Zatem nic mu po mnie. Mam ja wlasna dume
I pyszna namietnosc sklocona z rozumem.
Sen szczuje cygarem bystry finansista:
Planuje na jutro milosierne ciecie,
Ktore krew z ofiary wypusci do czysta,
Korzystne dla wszystkich konczac przedsiewziecie.
Dostrzega za oknem stworzenie kulawe
I z nieuzywanym droczy sie sumieniem:
Zwycieza sie w ciszy. Kleska kocha wrzawe,
Sledz lubi cebule, a pieniadz - milczenie.
Zatem nic mu po mnie. Mam ja wlasny rewir,
Gdzie swiat sie sprowadza do lupu i trzewi.
Za snem teskniac pisarz przytula butelke,
Tak, jakby spirytus mogl mu dodac ducha.
Slowa - kiedys wielkie - staly sie niewielkie;
Chocby wykrzyczanych - malo kto dzis slucha.
Golebie spia w gniazdach z wlasnego guana,
Na szybie pysk koci jak ksiezyc sie chwieje…
Marzyl o wolnosci i wolnosc mu dana
Po to, by odebrac sile i nadzieje.
Zatem nic mu po mnie. Mam ja wlasne mroki
I wlasna samotnosc nie cierpiaca zwloki.
Za tym oknem para parzy sie zajadle,
Dyszac cisza, zeby dzieci nie slyszaly.
Czworka spi za drzwiami w slepych kociat stadle,
Ona w trwaniu harda, on w zadzy wytrwaly.
I modla sie w przerwach, modla o dobrobyt,
Bardziej, nizli sobie, ufajac ciemnosciom.
Modla sie do Boga by z nedzy wydobyl,
Bo nedza zyje zadza, jak zycie - miloscia.
Zatem nic im po mnie; gdy chcica mnie chwyta
O niczym nie mysle, o bogow nie pytam.
A tutaj, w tym oknie, smierc zyje samotna
Karmiona resztkami winy i radosci.
Przechodze bezglosnie obok tego okna
Nim przyjdzie litosne dotkniecie nicosci.
Zrodzony ze spazmu pierwszego dnia wiosny,
Caly poskrecany w instynkty i zmysly -
Obwieszczam kocicy swoj skowyt milosny,
Ostrzegam kocura sykiem nienawistnym.
Ja sam bylem bogiem! Wyrocznia czlowiecza,
Poslancem czarownic, cwanym Behemotem!
Dzis - obszar swej wladzy - znacze wrzaca ciecza,
Bo tyle mam istnien, ze nie dbam - co potem.
Co, kiedy, dlaczego, gdzie, za co i po co…
Swiadek nieskonczonych potyczek z niemoca.